Ustawa dotycząca opodatkowania odpraw prezesów spółek skarbu państwa to bubel prawny – do takich informacji dotarło Pitu Pitu, wykonując kilka telefonów do osób związanych z nową władzą. Oddajmy głos naszym rozmówcom:
To nie jest tak, że wystarczy napisać dwa, trzy zdania i odprawy zostaną obłożone 70-procentowym PIT-em. Najfajniejsze z punktu widzenia chętnych brania pieniędzy ze skarbu państwa jest to, że spółki giełdowe nie będą objęte tą ustawą, bo tego się zwyczajnie nie da zrobić. Jeśli spółka ma 100% udziału skarbu państwa, to tam owszem, da się ten numer przeprowadzić. Tyle że takich spółek jest może z osiem na łącznie mniej więcej 250.
Czemu?
Gdyby tu chodziło o umowy o pracę, w sumie nie byłoby problemu, choć można by się zastanawiać, czy podwyższanie podatków wybranej grupie ludzi jest konstytucyjne. Sedno tkwi w tym, że większość osób, które objęte mają być nowym podatkiem ma kontrakty menedżerskie, a tych nie da się ot tak, po prostu, zmienić.
Warto robić zadymę wokół ośmiu spółek?
Teoretycznie nie, jednak z drugiej strony nawet ludzie z tych kilku spółek tyle naszkodzili, że jeśli tylko im utnie się odprawy, warto to zrobić. Nie chodzi nawet o sumy, bo te w skali państwa są śmieszne, ale o pokazanie pewnego trendu, który ma zacząć obowiązywać w państwie. I chyba tylko o to chodzi. Dodatkowo owi menedżerowie sami zaczęli podawać się do dymisji i nie trzeba będzie z nimi wojować w sądach. Najczęściej mają tyle za pazurami, iż sądzą, że zejście z linii strzału uratuje im przyszłe kariery. To też jest jakiś plus.
I to by było na tyle.