Ludzie listy piszą od lat więc nie dziwota, że i wtedy też pisali. Szkoda tylko, że tak niewybredni byli, jeśli chodzi o adresatów, ale widocznie ciągnie swój do swego. Zabawne jest to, że przez ponad ćwierć wieku nie dało rady przeprowadzić lustracji, a teraz tak jakby testuje się jej puszczenie na żywioł. Oczywiście o żadnym żywiole mowy nie ma, na razie się kręci ten cały cyrk, zobaczymy jak długo. Póki co dowiedzieliśmy się tyle, że komunizm obalił nie kto inny jak gen. Kiszczak, bo proszę powiedzieć, czy jakiekolwiek zmiany byłyby możliwe, gdyby on tego nie chciał? Już krążą w necie memy na ten temat i ludzie zaśmiewają się z generałowej Kiszczakowej, która tę śmiałą tezę wysunęła, co jednak czynią bardzo niesłusznie. Bo ona powiedziała prawdę, w istocie, władza tych zmian chciała (czy musiała chcieć), ba! Była – jak to się od czasu stanu wojennego mówi – ich architektem. Można nazwać to obaleniem komunizmu, choć bardziej trafne będzie tu – znane przecież dobrze określenie – uwłaszczenie nomenklatury. Dowiadujemy się zatem tego, co już od dawna wiadomo, ale niewątpliwe smaczki są. Potwierdziło się np. przypuszczenie, ze wszyscy artyści to prostytutki. Może to wciąż zbytnia generalizacja, ale jakoś ten świat trzeba opisywać, niemożliwe skupiać się za każdym razem na chwalebnych wyjątkach, czasem trzeba zanurzyć się we wszechobecnym szambie.
Byle w nim nie siedzieć za długo. Proponuję zatem skorzystać z wywalczonej, bądź wynegocjowanej, czy ukartowanej (niepotrzebne skreślić) wolności i wybrać się – jak to w wolnym kraju bywa – do galerii handlowej. Kiedyś galeria kojarzyła się wyłącznie ze sztuką, ale to pewno dlatego, że nic w sklepach nie było, to i co tam oglądać. Sztuką było wówczas raczej coś kupić. Czasy się zmieniły, to i definicja galerii może się zmienić, a zmiana to na pewno dobra, czego znakiem jest to, że zaprowadziła ona ową galerię pod strzechy. Jednym słowem teraz do galerii może pójść każdy i każdy ma też taką potrzebę. A co z tego, że to galeria handlowa. Tyle analizy semantycznej, bo chciałbym jednak zaproponować także bardziej tradycyjne spędzanie czasu – spacer reprezentacyjną ulicą Warszawy, czyli Nowym Światem. Jasne, że i tu dużo się zmieniło dzięki transformacji ustrojowej (bardzo trafne określenie swoją drogą). Ale właśnie na Nowym Świecie jest jedno miejsce, w którym cała istota transformacji skupia się jak w soczewce. Jedno spojrzenie i mamy to. Oszczędzę wszystkim napięcia i prosto z mostu: tadam! Zapraszamy do Biedronki! Codziennie niskie ceny! Tak, tak także w środku miasta, na Szlaku Królewskim Jeronimo Martins.
Że niby taki egalitaryzm i każdy Polak, także ten statystyczny Kowalski (że użyję języka socjologów i socjolożek), który na co dzień żywność (i w ogóle wszystko) kupuje w dyskoncie odnajdzie się w reprezentacyjnej części miasta? To znajdźcie tam takiego, którego stać na więcej i który jednocześnie nie był „architektem zmian ustrojowych.” Powodzenia! Albo nie, jak to leciało? Polaku, nie bądź ponury!