Wygląda na to, że udało nam się przeżyć kolejne święta Wielkiej Nocy. Trudno powiedzieć, czy ostatnie czy nie. Tego nigdy nie wiadomo, ale tym razem obawy są trochę bardziej niż zwykle uzasadnione, jako że obnoszenie się ze Zmartwychwstaniem wiąże się z coraz większym ryzykiem. Jak wielkim – przekonał się jeden z muzułmańskich sklepikarzy, mieszkający w Glasgow, który ważył się życzyć chrześcijańskim znajomym tzw. Wesołych świat. Życzenia opublikował na FB, za co jego współbracia w wierze skrócili go o głowę. Sprawa przerażająca. O tym, co wydarzyło się zaś w Jemenie trudno tu pisać, ze względu na krótką i satyryczną formę tekstu. Można jedynie powiedzieć, iż doświadczamy (w Polsce, póki co, jako obserwatorzy) obcego naszej kulturze barbarzyństwa. Swoistym tłem dla tych tragedii były zamachy w Belgii, zamieszanie w tamtejszej elektrowni atomowej oraz pogróżki, że to bynajmniej nie koniec horroru, a jego początek.
Wydaje się, że w takich sytuacjach miejsca na żarty nie ma i być nie może. Tymczasem odpowiedź na te krwawe jatki została wymalowana kredą na chodniku, nie przymierzając jak gra w klasy. Mimo obaw zorganizowano też w Belgii marsz czy raczej kilka demonstracji, pod odpowiednimi, ale też i zupełnie niepoprawnymi hasłami. I co? Pozostaje nam chyba czekać do kolejnej tragedii. Jak pisał Jan Kochanowski: Polak przed szkodą i po szkodzie głupi. Teraz wygląda na to, że nie tylko Polacy, a nawet my na tym tle nie wypadamy najgorzej, zidiocieli do szczętu. Skoro tak, można by powiedzieć, że nie ma czego (kogo) żałować. A jednak… Chyba wciąż nie tylko koni żal.
No nic. U nas bowiem rzeczywiście największy żal wzbudzają właśnie konie i to te czystej krwi arabskiej – pytanie czy to przypadek czy jednak jakiś znak. Tego jeszcze nie wiadomo. To co natomiast wydaje się pewne, to to, że w nadchodzącym sezonie będzie wiele okazji do zamachów (te zresztą – jak wiemy – i bez okazji da się zorganizować). Wygląda na to, że nikt specjalnie sobie tym głowy nie zaprząta, zapewne dlatego, że odpowiedzi mamy – najwyraźniej – przećwiczone. Że nie są one skuteczne, nam to nie przeszkadza. Bo to, co najważniejsze już się udało: obalono w Europie dyktaturę katotalibanu. Nie było trudno, skoro wymogiem politycznej poprawności stało się nadstawianie przez katolików drugiego, a gdy trzeba, to znów pierwszego i tak aż do skutku, policzka. Wydawałoby się zatem, że sytuacja i klimat stały się już zupełnie do przyjęcia, gdyby nie fakt ucisku, jakiego ze strony patriarchalnego społeczeństwa, doświadczają wciąż w naszym kraju kobiety. Stosunku do płci pięknej, jak twierdzi p. Janina Ochojska, powinniśmy się uczyć od muzułmanów. Być może warto by zorganizować w tym temacie szkolenia np. w Kolonii czy Calais. Myśli chyba nie warto rozwijać, wystarczy powiedzieć, że akurat w tej sprawie chyba wszystko (niestety) przed nami.
Ogólnie rzecz biorąc, mimo pojedynczych potknięć, jesteśmy już chyba na drodze ku absolutnej wolności. Można by z lekkim sercem powtórzyć za Kubą Sienkiewiczem: „To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść.” Można by… Gdyby sytuacja nie była jak ta w dowcipach o radiu Erewań. Niby wszystko się zgadza, tylko… czy możemy? Pal licho czy możemy, ale czy jest dokąd pójść? Powiedzmy sobie prosto w oczy: pół biedy, że nie ma dokąd iść, ale nie ma nawet gdzie się skryć. A chyba właśnie na to nas stać?