Skoro wszyscy jednogłośnie wypowiedzieli się na temat Breivika, jego konsoli i śmieszności norweskiego systemu sprawiedliwości, temat uznam za zamknięty. Choć nie sądzę, aby akurat w tym przypadku internauci wykazali się specjalną konsekwencją. Dodam tu tylko nieśmiało, że w naszym kraju pieniądze publiczne w ramach różnych „projektów” (bo czegóż by innego) wydawane są m.in. na „monitorowanie praw więźniów”. No i co? Więzień też człowiek i swoje prawa ma (chodzi o podstawowe prawa człowieka, np. prawo do petycji), prawa te są naruszane przede wszystkim przez służby więzienne. Stąd monitoring i kontrola. No niech będzie, tak tylko wrzucam i konfrontuję ze znanym wszystkim powiedzonkiem, „jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.” Ale tematu nie kontynuuję, bo niesie on za sobą niebezpieczeństwo dywagacji filozoficznych, którym i tak nie sprostamy (choć oczywiście tego nie zauważymy) i po co nam to. Ja tylko, jak to mówią psycholodzy: przekazuję informację, a ty zrobisz z nią co zechcesz. Można także oczywiście nie robić nic. I właśnie to w tym momencie proponuję.
A zatem sprawy przyziemne. Acha, jeszcze tylko powiem, że nie wiem, co się stało z tematem aborcji. Sprawa jakoś przycichła. Być może zainteresowane nią feministki i inne obywatelki wysłały wieszak pani premier i tym samym zagadnienie uznały za zamknięte, a być może przykrył je Wschodzący Białystok. Brunatna hydra faszyzmu jest chyba jeszcze bardziej nośnym tematem niż aborcja w obronie życia. Pytanie tylko, czy obie te kwestie to już jednak nie odgrzewane kotlety i trzeba by wymyślić coś nowego, tylko co, skoro już wszystko było grane. Może zamach? Oh, wait…
Teraz zatem, dla odmiany, wiadomość pozytywna, żeby nie powiedzieć budująca: „Rolnicy sprzedadzą własne produkty bez podatku do 40 tys. zł rocznie”. A nawet po osiągnięciu tej kwoty mogą skorzystać z niewysokiego podatku ryczałtowego. Wszystko to ma służyć – rzecz jasna – rozwojowi. Właśnie w taki sposób tworzy się możliwości rozwoju, efektywnej produkcji żywności i bezpośredniej jej sprzedaży klientom. A ci, jakże na tym zyskają! W końcu to zdrowa żywność, a nie taka sztucznie pompowana, jaką oferują hipermarkety. Trzeba przyznać: ludzka jest nasza władza. Żeby nie powiedzieć ludowa:
„projektowane zwolnienie z podatku dochodowego będzie stanowiło pomoc de minimis”. Tytułem naprawdę krótkiego wyjaśnienia dodam, że pomoc de minimis to z założenia wsparcie o niewielkich rozmiarach, które nie zakłóca… konkurencji na rynku. 🙂 Innymi słowy, władze polskie (czy unijne, w tym się gubię, przyznaję) uznały, że takie „zwolnienie podatkowe” nie zakłóci zdrowej konkurencji. Jak widać, nie zakłóca jej też centralne planowanie. W prawie rzymskim była zasada, zgodnie z którą prawo nie troszczy się o drobiazgi („de minimis non curat lex”). No ale gdzie Rzym, a gdzie Krym.